Felieton

Szanowni moi Sympatycy.

Okres radosnego nastroju po otrzymaniu pierwszych egzemplarzy mojej książki już mam za sobą. Teraz promocja, rozprowadzanie i zbieranie pierwszych uwag od czytelników do których pisząc tą książkę adresowałem. Tak jak się spodziewałem są dwie grupy czytelników i ich opinii. Pierwsza to tak samo pozytywnie odbierająca moje przemyślenia i umawiam się z nimi na szkolenia oparte na tematyce poruszonej w dylemacie książkowym LIDER czy BOSS. Duże przyjemność. To miłe. Oczywiście zakres i głębokość rozważań na kursie zależy od indywidualnych potrzeb i zakresu moich Klientów. Zdecydowana większość szkoleń ma formę warsztatów dla bardzo szerokiej kadry menedżerskiej.

Jest jednak i druga grupa menedżerów wywodząca się z małych firm, głównie prywatnych. Ich opina są bliźniaczo podobne: „to jest bardzo dobre opracowanie, ale dla dużych firm. W mojej małej firmie się nie przyda” Przyznam się, że nie jestem częścią argumentacji zaskoczony. Jednak zupełnie mnie zaskakuje płytkości, czy powierzchowność patrzenia i myślenia o ich firmach. Jak w czasie dyskusji przedstawiam argumenty, dlaczego także menedżerowie małych firm bardzo uważnie moim zdaniem powinni zapoznać się z przestawionymi problemami i zastanowić się nad losem ich firm. Jest widoczny podział znowu na dwie grupy. Jedna to słucha uważnie i podejmuje dyskusje, a po jakimś czasie, dzwonią do mnie i przepraszają, że nie pomyśleli w sposób adekwatny do formy, zakresu działania ich firm oraz zlekceważyli otoczenie zewnętrzne. Ich nowy sposób patrzenia na swoją i ich firm prace buduje.

Druga grupa nadal tkwi w patrzeniu na działania swoje i ich firm przez przysłowiową lupę. To mnie złości, bo z uporem wartym lepszej sprawy nie potrafią oderwać się od przyzwyczajeń, często wieloletnich, utartych zasad działania i patrzą tylko na to co dzisiaj jest ważne i ewentualnie jutro rano. Te firmy to działają z powodzeniem na rynku dzisiejszym od lat, choć coraz jednak trudniejszym, co sami menedżerowie potwierdzają. Jednak nie znajdują czasu na choć krótkie zatrzymanie się od codziennych zajęć i zastanowienie się nad przyszłością. Żyją oni tylko tym co dzisiaj, no najwyżej jutro u siebie i bezpośrednim otoczeniu. Zupełnie nie widzą, lub nie chcą widzieć, co się dzieje nie tylko u nich w firmie o otoczeniu zewnętrznym w którym funkcjonują. Na wszystkie moje uwagi w tym zakresie jest jedna odpowiedź „widzisz , ja tyle lat działam i daję sobie radę. Szkoda czasu na gdybanie”. Uf, nie rozumiem takich ludzi, albo jestem skrajnie naiwny. Jednak nie uważam, że wszystko gra, jeżeli nie widzę co się dziele na rynku dostaw, jak bardzo zmieniają się łańcuchy i czas dostawy. Często to już są zupełnie nowe elementy, zmuszające ich firmy do zmiany procesów, czy procedur. Wtedy to złoszczą się, że mają mało czasu, a gdyby patrzyli przez lunetę to już dawno by mieli wszystko przygotowane u siebie. To także ciągle kłopoty kadrowe, bo już się do nich przyzwyczaili, a jedyną receptą jest podnoszenie płacy. To działa, a nie zawsze na jednym stanowisku, i pociąga podwyżki na drugim, itd. Zupełnie często pogubili się i zauważyli jakie zmiany nastały na rynku pracy. Nie rozumieją, że mają super kadry do wykorzystania, jakimi są ich swoi emeryci – silwersi, nie wspominając już o młodym pokoleniu. Oni wręcz młodym pokoleniem prawie gardzą, bo zupełnie nie mają z nimi kontaktu, nie umieją rozmawiać, nie rozumieją. Powód prosty, wychowani na tradycyjnych formach zarządzania, jak pojawiła się technika IT to po prostu się pogubili. Ci menedżerowie boją się otworzyć komputery i swobodnie na nich pracować. Umieją tylko kilka podstawowych funkcji i to wszystko. Jak poruszałem ten zakres współpracy w dyskusjach z nimi to zawsze słyszałem, że z młodymi nie ma kontaktu, bo oni tylko patrzą w telefony, czy tablety. Nie dociera do nich, że ci młodzi i zdolni potencjami pracownicy urodzili się praktycznie z telefonem komórkowym w ręku. Jak on znajdzie w zasobach internetowych niezbędną wiadomość, to jeszcze nie zawsze zrozumiej w jakiej formie jest przekazywana. W tym czasie młodzi ludzie już trzy razy sprawdzą w internecie, że ten menedżer to „stary wapniak, dzban…” i nie warto z nim się wiązać, nawet jak ma trochę lepszą płacę na rynku pracy. Podobnego patrzenia na bieżące problemy w ich firmach jest więcej, ale ja się nie poddaje i nadal ich przekonuje. Nawet dla samej mojej satysfakcji, czy dla sportu, jak to niektórzy mówią.

W swojej książce przywołałem przykład firmy z mojej praktyki w której Prezesowi Zarządu przedstawiając swoje wnioski przepowiadałem duże kłopoty związane z brakiem wymiany pokoleń i zupełne lekceważenie młodej kadry. Nie bardzo chciał się ze mną zgodzić i nic nie zrobił. Dzisiaj niedawno się dowiedziałem, że już ta firma jest w stanie likwidacji. Serce się ściska, bo kiedyś była to firma wiodąca w swojej branży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Razem wizyt na stronie: 43859